Wstecz Maratony Strona główna Aktualności Archiwum Kontakt

 

Relacja Wiesława Rusaka „WiechoR’a”

 

III Nocny Ekstremalny Rajd na Orientację

„NOCNA MASAKRA 2004”

 

Czaplinek 17-19.12.2004 r.

 

 

Pomysłodawca tej imprezy Daniel Śmieja od początku jej istnienia namawiał mnie do udziału w tej imprezie, ale dwie pierwsze edycje były skierowane tylko do rowerzystów a ja niezbyt lubię katować się na rowerze w nocy i to w dodatku w grudniu. Tegoroczna impreza została poszerzona o trasę pieszą, 100 km w 24 godziny, co już zdecydowanie bardziej mi odpowiada. W tym roku startowałem dwukrotnie na dystansie 100 km i to z dobrym skutkiem, więc postanowiłem wystartować w Czaplinku na trasie pieszej.

Niestety, ale moi koledzy ze Świnoujścia nie zdecydowali się na start z różnych osobistych przyczyn. Już myślałem, że sam będę jechał, ale na kilka dni przed startem dowiedziałem się, że ktoś z Wolina zamierza wystartować, więc dogadaliśmy się telefonicznie i postanowiliśmy razem jechać samochodem.

Grzesiek Łuczko, bo o nie chodzi to młody człowiek, studiuje w Szczecinie i zaczyna się interesować rajdami przygodowymi. W tym roku zaliczył pieszego Harpagana i marsz na 100 km Gryfa Pomorskiego w czasie ponad 23 godz.

 

Do Czaplinka przyjechaliśmy przed 18:00 i zameldowaliśmy się w bazie zawodów w gimnazjum. Pierwsze wrażenia bardzo pozytywne. Kilka osób dorosłych z grona pedagogicznego i kilkoro uczniów przygotowywało sale lekcyjne dla potrzeb uczestników. Kilkakrotnie pytano się, co mają nam zrobić do picia, proponowali herbatę lub kawę natomiast ja zdecydowanie wolałem nieco jaśniejszy napój gazowany z pianką, więc grzecznie odmawiałem. W każdej sali były materace gimnastyczne lub też materace piankowe. Do dyspozycji uczestników Masakry była stołówka.

Po załatwieniu formalności w sekretariacie zawodów przyszedł czas na przygotowanie sprzętu no i pogawędkę. Rozmowy mogę podzielić na dwie kategorie. Pierwsza kategoria to rozmowy wśród „wyjadaczy” a druga to „złote myśli wyjadaczy dla zaczynających przygodę”.

Niestety, ale nikt nie chciał się ze mną założyć, kto wygra trasę pieszą. Oczywiście moim faworytem był Grzesiek Foremny a za nim Hubert Puka. Sam postawiłem sobie zadanie zejścia poniżej 20 godzin. Co prawda mój rekord to 15 godz. 18 minut, ale prognoza pogody i decyzja, że idę z Grześkiem z Wolina, którego widziałem pierwszy raz w życiu i nie znałem jego możliwości spowodowała, że nie myślałem o biciu rekordów.

 

Start zaplanowano na 7:00, więc pobudka o 6:00, szybkie śniadanie na bazie makaronu ubranie się sprawdzenie sprzętu i tuż przed 7:00 dostaliśmy mapy. Kolejność zaliczania punktów kontrolnych (PK) była dowolna więc trzeba było szybko podjąć decyzję jaki wybrać wariant. Ewidentne były dwa warianty, jeden zaczynając zaliczanie, PK od zachodu drugi od wschodu. Zdecydowanie lepszy był wariant zachodni, ponieważ były tam trudniejsze nawigacyjnie PK umieszczone na wzniesieniach czy skarpach bez charakterystycznych punktów terenowych takich jak skrzyżowania ścieżek czy stałe obiekty. Kończąc ten wariant czekały PK bardzo charakterystyczne takie jak leśniczówka, stary cmentarz, wieża widokowa czy ruiny zamku. Wybrałem, więc wariant zaczynając od zachodu a potwierdzeniem dobrego wyboru był fakt, że Grzesiek Foremny, Hubert Puka oraz zdecydowana większość uczestników też postanowili zacząć od zachodniej strony.

Pierwszy, PK-4, to według opisu „samotne drzewo, na południe od drogi”. Zrozumiałem, że drzewo te będzie kilkanaście metrów od drogi polnej, po której szliśmy i w miejscu gdzie powinny być PK zszedłem z drogi w pole podchodząc do małego zagajnika z kilkoma drzewami, ale nie znalazłem PK wróciłem na drogę kilkadziesiąt metrów dalej omijając coś, co raczej przypominało mi większy krzak, ale nie drzewo. Po 300 metrach zorientowałem się, że coś nie tak i wróciliśmy znajdując, PK na pozostawionym „krzaku”. Pierwsze koty za płoty, ale w duszy doskwierał mi wstyd przed Grześkiem z Wolina. Drugi PK-7 znajdował się na szczycie górki, najkrótsze dojście do PK wiodło przez las, na którym zaznaczone były miejsca podmokłe. Starałem się iść ostrożnie, aby nie wpaść do bagna. W pewnym chwili zauważyłem trójkę z uczestników, z których jedna dziewczyna krzyczy do nas abyśmy uważali, zanim zorientowaliśmy się, o co chodzi mój partner wylądował jedną noga po kolano w bagnie. Okazało się, że oni szli podobnym azymutem i jeden z nich zaliczył bagno po pas. Trzeci PK-8 to „zakręt skarpy, granica lasu”, przejście na ten PK wymagał marszu w dwóch miejscach po azymucie, co nie nastarczyło nam większego problemu. Czwarty PK-10 to „świetlica przy domu sołtysa” w Rzepowie. Dotarliśmy tam o 11:15 mając już starty do Grześka Foremnego ponad 2 godziny a przed nami było 19 osób. Gorąca herbata dobrze nam zrobiła, Grzesiek zmienił skarpety i ruszyliśmy dalej. Kolejny piąty PK-11 to skrzyżowanie dróg polno-leśnych. Idąc na ten punkt po polnej drodze za wioską Skąpie po około 2 km doszliśmy do skrzyżowania z nowo wybudowaną ścieżką rowerową, której nie było na mapie. Ślady na śniegu wskazywały, że większość w tym miejscu miała problem nad wyborem dalszej trasy. Zdecydowana większość skręciła w lewo i poszło ścieżką, my natomiast poszliśmy dalej prosto i dochodząc do skraju lasu skręciliśmy w drogę, która doprowadziła nas do PK. Teraz po analizie czasów mogę powiedzieć, że wybraliśmy bardzo doby wariant. Kolejny PK-12 „szczyt górki” znajdował się po drugiej stronie jeziora na półwyspie. Tu nasunęła mi się pewna myśl, że nie powinno się ustawiać PK w okresie zimy tak, aby możliwy najkrótszy wariant wiódł przez np. zamarznięte jezioro. Idąc na ten PK spotkaliśmy Tomka z Chełmna, który wybrał wariant odwrotny od naszego. Widać było, że większość trasy przebiegł, co potwierdził w krótkiej rozmowie zaznaczając, że odczuwa już skutki wysiłku i zaczyna zmniejszać tępo. Na koniec okazało się, że Tomek w końcowej klasyfikacji był drugi. Następny Pk-14 to „skrzyżowanie dróg”, dojście było proste natomiast odejście na kolejny, PK-9 „skrzyżowanie dróg w Kol. Nowe Worowo” zmuszało marsz na azymut, który prowadził przez zaorane pola. Dochodząc do PK-9 zaczynały się ciemności. Z 9 na PK-6 konieczny był kolejny azymut przez pola. Ten PK na długo mi zostanie w pamięci. Według opisu miał to być dom sołtysa, lampion był a w domu sołtysa nie było obsługi PK. Potem okazało się, że już po starcie w sobotę sołtys wycofał się z pomocy w imprezie i na szybkiego orgowie znaleźli dom obok sołtysa, w którym zrobiono PK. Obsługa idealna, gospodyni super życzliwa i pomocna, do dyspozycji uczestników praktycznie cały dom. Gorąca herbata i wrzątek, którym zalałem kubek z makaronem postawił mnie na nogi. Po przebraniu się w suchą odzież ruszyliśmy dalej na PK-5 do Starego Drwaska gdzie PK był na drzewie obok ruin zamku. Po wyjściu z przyjaznego i ciepłego domu szybko dogoniliśmy kolegę (niestety, ale nie zapamiętałem jego imienia i nazwiska, ale na długa zapamiętam jego opowieść o dwu miesięcznej wyprawie do Chin pociągami przez Rosję. Jedzenie za 3 zł, piwo 1,5 zł czy nocleg w Pekinie za 10 zł, cała wyprawa kosztowała go około 6 tyś. zł, zasiał u mnie kolejny pomysł) Po dojściu do tego PK zmieniliśmy wcześniej zaplanowaną trasę i postanowiliśmy iść na PK-3 a stamtąd na PK-2 „wieża obserwacyjna”. Taki wariant wybrał tylko Grzesiek Foremny i my. Z wieży musieliśmy znowu iść na azymut po polach. Na miękkim podłożu nasz współtowarzysz doznał kontuzji kolana i został z tyłu a my poszliśmy ostro do przodu. PK-1 to „róg starego cmentarza”. W dzień może i ktoś tam by zauważył, że był to kiedyś cmentarz w nocy to tylko przypadkowy snop światła z mojej czołówki pozwolił nam odszukać ten PK. Kolejny już ostatni PK-13 „jabłoń przy leśniczówce” długo będę wspominać. Najpierw 5 km szosą i wejście na drogę polną, która powinna nas doprowadzić do PK-13. Już na polnej drodze doszliśmy kolejnego uczestnika marszu Andrzeja Tyminmskiego i zaczął się problem. Oczywiście nie z winy Andrzeja. Idąc drogą polna nagle droga urwała się i już jej nie odszukaliśmy. Ruszyliśmy na azymut na południe mając do szosa około 1 km. Już po chwili trafiliśmy na ogrodzenie, potem rów z wodą, bagno, kilka załamań ogrodzenia i po kilku minutach szliśmy na północ zamiast na południe. Przeszliśmy ogrodzenie i poszliśmy na południe, aby po kilkunastu minutach dojść do upragnionej szosy. Potem już prosto po betonowej drodze pożarowej doszliśmy do leśniczówki. Leśniczówka była, ogrodzenie, brama, zabudowania a gdzie jabłonka? Ujadające psy spowodowały, że przez okno wyjrzała gospodyni i dopiero ona powiedziała, że jabłonka jest za domem. Tutaj muszę wytknąć budowniczemu trasy, że ten PK był fatalnie umiejscowiony poza tym bez zgody i wiedzy gospodarza. Moim zdaniem nie powinno się umieszczać lampionu w takim miejscu gdzie jest konieczność wejścia na czyjś teren nie mając zgody właściciela. Ostatni odcinek to 7 km asfalt, którego miałem już dość. Metę osiągnęliśmy o godz. 2:58.

 

Na trasę pieszą wyruszyło 51 uczestników w tym 7 kobiet. Wszystkie PK w limicie czasu 24 godzin pokonało 15 osób w tym 1 kobieta. Wygrał zgodnie z moimi przewidywaniami w fantastycznym czasie 13 godz. 59 minut Grzesiek Foremny z drużyny „Fjord Nansen Team”. Niestety, ale drugi mój faworyt Hubert Puka zagubił się na odcinku z PK-1 na, PK-13 który pokonał w 3:29, Grzesiek Foremny zrobił to w 2:13 a my w 2:32. Z tego, co wiem Hubert wyszedł poza mapę i „postanowił” zwiedzić okolice. Strata ta kosztowała go drugie miejsce. Gdyby nie ten błąd byłby drugi i moje przewidywania sprawdziłyby się w 100%. My z Grześkiem wylądowaliśmy na 8 pozycji z czasem 19 godz. 58 minut.

Kilka słów o organizacji, minusy to brak odblasków na PK, brak perforatorów, jabłonka przy leśniczówce, brak kolorowej mapy dla wszystkich uczestników. Plusów było zdecydowanie więcej: decyzja o kolorowych mapach, świetna baza, gorący prysznic, smaczny bigos, fantastyczna obsługa w bazie i na PK, ciekawa trasa, super tereny, fantastyczna pogoda (najpierw śnieg, potem śnieg z deszcze, potem deszcz, silny wiatr i gołoledź). Ogólna ocena imprezy bardzo pozytywna. Jeszcze jak orgowie zwrócą mi perforatory, które im wysłałem do Lęborka pocztą a oni odesłali je serwisko do Czaplinka, co w sumie doprowadziło, że dotarły do Czaplinka w poniedziałek po imprezie to będzie wszystko OK.

 

Na koniec zapraszam wszystkich do Świnoujścia na „II Marsz Wokół Wyspy Wolin” termin 29-30 styczeń 2005, dystans 125 km w czasie 30 godzin.

 

Wstecz